Ptasia grypa blisko naszych granic
16-02-2006
- Nie ma powodów do paniki - zapewnia Edward Korfanty, zastępca dolnośląskiego wojewódzkiego inspektora weterynarii.
W czwartek inspektorzy mieli pełne ręce roboty. - Ludzie zgłaszają nam każdego martwego ptaka, jakiego znajdą. Także gołębie, a te są przecież najbardziej odporne na ptasią grypę i zachorowałyby jako ostatnie - mówi Edward Korfanty.
Zaczęła się odwilż. Topiący się śnieg odsłania ptaki, które padły jeszcze przed atakiem zimy. - Są w stanie takiego rozkładu, że nie nadają się nawet do zbadania. Natychmiast je utylizujemy - mówi Korfanty.
Do każdego padłego ptaka musi pojechać inspektor i zabrać zwierzę do badania. Tak było w Zgorzelcu, gdzie w lesie mieszkańcy znaleźli worek z siedmioma martwymi kurami.
- Jak inspektor przyjechał na miejsce, przywitała go policja i straż. Na szczęście okazało się, że kury nie były zarażone wirusem ptasiej grypy, padły na gruźlicę - opowiada Korfanty. Zwierzęta w worek zapakował ich właściciel. - Pewnie wyniósł do lasu i chciał zakopać, ale ziemia jest zmrożona, więc po prostu porzucił worek z drobiem.
Weterynarze apelują, by nie panikować i nie zgłaszać im każdego padłego ptaka. - Najgroźniejsze mogą być łabędzie i gęsi. One wędrują, toteż mogą przynieść wirusa z zakażonych regionów. Często przylatują z daleka, więc mogą być głodne i szukać pożywienia w domowych zagrodach - podkreśla Korfanty. Za to nie powinniśmy się obawiać sikorek czy gołębi. Oczywiście w ramach ostrożności lepiej ptaków nie dotykać.
Jak mówi Korfanty, w najbliższym czasie minister rolnictwa przywróci obowiązek zamykania drobiu w zagrodach.
Do tej pory żaden ze znalezionych w Polsce padłych ptaków nie okazał się chory. Specjaliści mówią też, że nie należy rezygnować ze spożywania drobiu. Mięso, które trafia do sklepów, jest wnikliwe badane i całkowicie bezpieczne.
<<< strona główna
|