Ptasia grypa może zabić milion Polaków
20-02-2006
W Polsce jest milion kurników. Większość to malutkie fermy, zapuszczone wiejskie szopy liczące od kilku do kilkunastu kur, kaczek czy gęsi. Według ekspertów - to tykające bomby.
Jeśli epidemia ptasiej grypy wybuchnie w Polsce, to raczej stanie się to właśnie za sprawą wiejskich kurników niż ferm liczących po kilka tysięcy sztuk. Te ostatnie są najczęściej pilnie chronione: ptaki nie wychodzą na zewnątrz, przy wejściach i wjazdach znajdują się maty odkażające, które są skuteczną barierą dla wirusa. Zupełnie inaczej sprawa ma się z małym przyzagrodowymi hodowlami.
- To one są dla nas dziś największym, wręcz śmiertelnym zagrożeniem - mówi zastępca głównego lekarza weterynarii Janusz Związek.
Według oficjalnych danych w całym kraju jest obecnie zarejestrowanych ok. 960 tys. stad drobiu. W rzeczywistości mamy jednak około miliona kurników. Tylko 30-40 tys. z nich to duże, profesjonalne hodowle. Reszta to małe lub wręcz malutkie wiejskie fermy liczące od kilku do stu sztuk.
Dlaczego są one tak niebezpieczne, świetnie pokazuje przykład Rumunii: w ciągu ostatnich dwóch tygodni to właśnie w małych kurnikach na południu kraju wykryto wysoce zjadliwy szczep ptasiej grypy H5N1. Drób zaraził się chorobą od wędrownych dzikich ptaków. Wirus - jak szarańcza - rozprzestrzenił się aż w pięciu wsiach i zdaniem WHO ma wszelkie szanse zaatakować też ludzi!
To, kiedy choroba dotrze do Polski, pozostaje już tylko kwestią czasu. - Nie wiemy na 100 proc., czy nie ma jej już w kraju - przyznają eksperci z Instytutu Weterynarii w Puławach, gdzie trafia codziennie kilkadziesiąt próbek w celu wykluczenia wirusa. Koszt jednego badania to w sumie 200-500 zł (dlatego nie są sprawdzane wszystkie sygnały).
Polska tak naprawdę dopiero zbroi się na atak choroby - mamy tylko 900 dawek leku antywirusowego tamiflu i ani jednego porządnie wyposażonego i całkowicie bezpiecznego laboratorium, z którego nie ucieknie H5N1.
Wprawdzie od kilku dni obowiązuje w kraju nakaz trzymania drobiu w zamknięciu lub w klatkach uniemożliwiających kontakt z dzikim ptactwem, ale przynajmniej na razie większość ludzi nie wie o nim albo bagatelizuje rozporządzenie.
Dopiero w marcu, po dwumiesięcznych przygotowaniach, mają mieć miejsce polowe ćwiczenia sprawdzające gotowość do walki z chorobą - najprawdopodobniej odbędą się na jednej z ferm w Małopolsce. Weźmie w nich udział co najmniej setka osób: weterynarzy, policjantów, strażaków. W czasie akcji zostanie niestety uśpionych dwutlenkiem węgla ok. 2 tys. starych niosek. Weterynarze twierdzą, że zwierzęta nie będą cierpieć, poza tym i tak trafiłyby pod nóż. W czasie akcji inspektorzy wykonają sekcje zwłok, specjalna firma odbierze i zutylizuje rzekomo chore kury, a wokół fermy policja utworzy strefy zapowietrzenia i zagrożenia. Operacja będzie kosztować ok. 100 tys. zł.
- Stoimy przed coraz większym zagrożeniem, bo na wschód wracają dzikie ptaki. Jeśli dojdzie do wybicia milionów sztuk drobiu, czeka nas gospodarczy krach. Zarezerwowane w budżecie 160 mln na pewno nie wystarczy na odszkodowania - mówi Janusz Związek.
Ptasia grypa - scenariusz grozy 1. Zarażona Europa.
2. Wielka fala nadchodzi - za 2 tygodnie zaczną się wielkie migracje ptaków.
3. Za trzy tygodnie - pierwsze wypadki odkrycia wirusa H5N1 u drobiu w Polsce - likwidacja stad, zniszczenie jaj i mięsa drobiowego pochodzącego z zarażonych miejsc. Trzykilometrowe strefy ochronne wokół miejsc, w których wykryto wirusa. We wszystkich gospodarstwach i na fermach w tej strefie drób musi być trzymany w zamkniętych pomieszczeniach lub na obszarach wyizolowanych i ogrodzonych. Wejścia i wyjścia z farm i gospodarstw muszą być regularnie odkażane. Transport drobiu jest zabroniony zarówno w obrębie strefy, jak i przez nią.
4. Pierwsze wypadki zarażenia ludzi wirusem H5N1 od ptaków
5. Wirus mutuje i przechodzi z człowieka na człowieka - wybucha epidemia
6. Może być nawet milion ofiar
<<< strona główna
|