Po co ta panika?
06-03-2006
Andrzej Kruszewicz, ornitolog, szef ośrodka rehabilitacji dzikich ptaków Ptasi Azyl w warszawskim zoo: - Zawsze o tej porze roku sporo łabędzi padało na ptasią grypę.
Te ptaki są teraz wyjątkowo osłabione, wyziębione i podatne na chorobę. Dlatego nonsensowny jest pomysł, żeby drutem kolczastym odgradzać strefę, w której znaleziono martwe łabędzie.
Czy z każdym kolejnym przypadkiem będzie podobnie? Jeśli tak, to musimy uzbroić się w cierpliwość, bo to początek. W zeszłym roku zdechły łabędź całą zimę leżał przy kolektorze ściekowym na warszawskich Bielanach i nikt z nim nic nie robił, aż go wrony zjadły. W tym roku jak gdzieś ktoś znajdzie zdechłego ptaka, to cały zespół w białych rękawiczkach na sygnale się zjeżdża. Ta panika już doprowadziła do tego, że zmienia się pozytywny wizerunek ptaka w społeczeństwie: niektóre samorządy wprowadzają ograniczenia w dokarmianiu ptaków, chłopi na Mazurach masowo zrzucają gniazda bocianów i jaskółek. Jak tak dalej pójdzie, to dojdzie do paradoksu, że wszystkie ptaki zaczną być postrzegane jako szkodniki. Na razie u toruńskich łabędzi nie wykryto najniebezpieczniejszej odmiany ptasiej grypy H5N1, ale nawet gdyby ją wykryto - nie ma powodów do paniki. Do tej pory przez sześć lat tylko 170 osób zachorowało na ptasią grypę, a 90 zmarło na całym świecie! Inne rodzaje wirusa grypy zabijają o wiele częściej. A więc ludzie bardziej niż zarażonych ptaków powinni się bać, gdy widzą w tramwaju kogoś zasmarkanego.
<<< strona główna
|
|
|