Nie zarobią na ptasiej grypie
06-03-2006
W samym szczycie paniki związanej z ptasią grypą prezydent Poznania wprowadził nowe przepisy. Ustalił, że za wywóz martwego zwierzęcia, także ptaka, z prywatnego gruntu miejskie służby biorą 50 zł plus VAT.
Pomysł w założeniu był zapewne dobry - jeśli ktoś znajdzie na swoim terenie padłe zwierzę i chce się go pozbyć, może załatwić sprawę w cywilizowany sposób. Pechowo jednak zbiegło się to z ptasią grypą i apelami w mediach, by padłych ptaków nie dotykać, tylko wzywać stosowne służby weterynaryjne, które wywiozą je za darmo.
Tak się składa, że w Poznaniu wszelkie sprawy porządkowe kojarzą się mieszkańcom ze strażą miejską. Przestraszony ptasią grypą poznaniak, który znalazł w swoim ogródku padłego ptaka, dzwonił więc nie do sanepidu czy służb weterynaryjnych, tylko właśnie do strażników. I dowiadywał się, że owszem, ptak będzie wywieziony, ale za pieniądze. I denerwował się: urząd chce na ptasiej grypie zarobić!
Tę sytuację opisaliśmy we wczorajszej "Gazecie". I na szczęście urzędnicy, którzy wcześniej jakby zapomnieli o ptasie grypie, tym razem zareagowali prawidłowo. Po naszym artykule przepis będzie zmieniony: miejskie służby nie wezmą już opłat za wywóz martwych dzikich ptaków.
Ta reakcja bardzo cieszy. Gdyby jej nie było, zaufanie poznaniaków do straży miejskiej i do urzędników zajmujących się porządkiem w mieście zostałoby nadwyrężone. Poza tym - jak sugerował Czytelnik, który zgłosił się do "Gazety" z tą sprawą - normą stałoby się wyrzucanie martwych ptaków z ogródków na chodnik czy ulicę. Bo za ich wywóz z terenów publicznych miasto od zgłaszającego pieniędzy nie chciało.
W jakim stopniu ptasia grypa rzeczywiście nam zagraża? Zdania są podzielone, ale wielu poznaniaków tej zarazy po prostu się boi. Mają do tego prawo, jak i do tego, by w trudnych chwilach ufać swoim urzędnikom. Dobrze że - choć z opóźnieniem - w poznańskim magistracie to zrozumiano.
<<< strona główna
|