Koty na razie nie zagrożone ptasią grypą
07-03-2006
W Poznaniu martwe koty nie są badane na obecność wirusa ptasiej grypy. - Nie ma co panikować, takie badania wykonuje się tylko w ogniskach choroby - zapewnia Ireneusz Sobiak, powiatowy lekarz weterynarii.
Znalezienie martwego kota zaniepokoiło naszą Czytelniczkę. - To nie był nasz kot, ale często przychodził i wnuki się z nim bawiły - mówi pani Barbara. Po tym, jak powiadomiła straż miejską, kota zabrano. - Ale jak się potem dowiedziałam, nie został on przebadany na obecność wirusa ptasiej grypy. A przecież koty mają kontakt z ptakami - mówi.
Jacek Chilomer, zastępca komendanta straży miejskiej w Poznaniu, potwierdza, że zdechłe koty w Poznaniu poddaje się od razu utylizacji. - Nie mamy zaleceń powiatowego lekarza weterynarii, żeby przekazywać koty do badania - mówi. - Mamy zdjęcia ptactwa, które zagrożone jest wirusem i takie wypadki mamy zgłaszać, ale jak dotąd na szczęście nie musieliśmy tego robić - dodaje.
Mieszkańcy Poznania zgłaszają martwe ptactwo, a pogotowie czystości ma pełne ręce roboty. Gdyby musieli reagować na zgłoszenia martwych kotów, mogliby nie nadążyć. Nie to jednak zdecydowało, że powiatowy lekarz weterynarii nie zlecił badania tych zwierząt. - Badania kotów czy psów wykonuje się w ognisku ptasiej grypy, a takiego w naszym regionie nie ma - tłumaczy Sobiak. - Gdyby pojawiła się ptasia grypa w naszym regionie, mógłbym wtedy podjąć decyzję o badaniu. Obecnie nie ma to sensu - dodaje.
W Toruniu, gdzie znaleziono martwe ptaki zarażone wirusem, dziś martwe koty poddawane są badaniu. Prawdopodobnie ta decyzja przeraziła właścicieli kotów, którzy tłumnie oddają zwierzęta do schroniska lub porzucają. - Bogu dzięki, u nas tak nie jest - mówi Marek Walkowski, weterynarz ze schroniska dla zwierząt przy ul. Bukowskiej. - Nawet właściciele poszukują swoich zaginionych kotów.
Weterynarz przyznaje jednak, że odbiera nieprzyjemne telefony od osób przerażonych widmem ptasiej grypy. - Ręce mi opadają, tłumaczę, że nie ma zagrożenia. Przekonuję, że bezsensowne jest zabijanie czy wyrzucanie z domu zwierzaka - mówi Walkowski. - Przecież ptactwo zagrożone chorobą jest za duże. Zrobiłby na mnie wrażenie kot, który upolowałby np. łabędzia niemego - zaznacza. - A martwego ptaka raczej nie ruszy, bo kot to myśliwy, a nie padlinożerca - dodaje.
<<< strona główna
|
|
|