Wyścig o szczepionkę
21-03-2006
Ptasia grypa ma dzisiaj pierwszeństwo. Ale ludzie niepotrzebnie ulegają panice - mówi "Gazecie" prof. Robert Edelman*, który testuje szczepionkę na tę chorobę.
Marcin Gadziński (Gazeta Wyborcza): Co jest ważniejsze - opracowanie leków czy szczepionki na ptasią grypę?
Prof. Robert Edelman: Chyba każdy lekarz wskaże na szczepionkę. Żeby tamiflu - najbardziej znany lek przeciw tej chorobie - zadziałał najsilniej, trzeba go przyjąć natychmiast po zakażeniu. A przecież pierwsze objawy mogą być zlekceważone lub źle zdiagnozowane. A pięciodniowa kuracja - po dwie tabletki dziennie - kosztuje ponad 100 dolarów. W biednych krajach, gdzie w przypadku epidemii będą potrzebne miliony dawek, to duży wydatek.
Czy prace nad szczepionką można jakoś przyspieszyć?
- Bardziej już nie. Robimy na ochotnikach test za testem. Każdy jednak trwa sześć-siedem miesięcy. Inne projekty zostały odsunięte. A prowadziliśmy intensywne badania nad szczepionkami zapobiegającymi chorobom, które zabijają miliony dzieci w Afryce: dyzenterii, tyfusowi, malarii. Nie wszystkim to się podoba, ale dziś ptasia grypa ma pierwszeństwo.
Czy pracował Pan już kiedyś w atmosferze narastającej paniki?
- W 1976 r. w Ameryce były ogromne obawy przed epidemią świńskiej grypy. Byłem wtedy młodym lekarzem rekrutującym ludzi do testowania szczepionki. Opracowano ją w pośpiechu i zapadła decyzja, by jej użyć, zanim wybuchnie epidemia. Zaszczepiono miliony osób. Do epidemii nigdy nie doszło, natomiast szczepionka miała groźne skutki uboczne. Zmarło kilkadziesiąt osób. Kilkaset miało tzw. paraliż Guillain-Barré, były też przypadki ślepoty i impotencji.
Czy dziś taka sytuacja mogłaby się powtórzyć?
- Ludzie znów ulegają panice. Gdybyśmy ogłosili, że zaczynamy właśnie sprzedaż nieprzetestowanej szczepionki na ptasią grypę, pewnie miliony by się na nią rzuciły. Wyobrażam sobie, że w Polsce po znalezieniu tych kilku martwych łabędzi sprzedaż drobiu spadła. A przecież na razie ptasia grypa nie wyrządziła wielkich szkód. W Azji i Afryce setki milionów ludzi mają kontakt z żywym drobiem. Samodzielnie zabijają kurczaki. Zachorowania są naprawdę nieliczne [177 osób na całym świecie, z czego 98 zmarło]. Nie jest znany przypadek zakażenia osoby, która jadła ugotowane mięso.
Jakie są pierwsze wyniki testów szczepionki, nad którą pracujecie?
Nasza szczepionka wymaga dwóch zastrzyków w odstępie miesiąca. To jej wada.
Dlaczego to taki problem?
- Przecież chodzi o szczepionkę, która ma być produkowana dla setek milionów ludzi. Wraz z dwiema dawkami rośnie liczba potrzebnych szczepionek, tak samo cena. Możliwe jest też zarażenie wirusem pomiędzy zastrzykami. Jest też kolejny problem. Wirus ptasiej grypy bardzo słabo stymuluje organizm ludzki do wytwarzania przeciwciał. To oznacza, że znacznie trzeba zwiększyć dawkę antygenu wirusa w szczepionce. Jest go tam kilka, a nawet kilkanaście razy więcej niż w szczepionkach na zwykłą grypę. W przypadku epidemii firmy farmaceutyczne nie poradzą sobie z produkcją.
Dlaczego?
- Choćby dlatego, że nie będzie skąd wziąć tylu kurzych jaj, w których hodowane są laboratoryjnie wirusy do szczepionki. W tej chwili do wyprodukowania jednej dawki potrzebne jest jedno zapłodnione kurze jajo.
Jak temu zaradzić?
- Kilka ośrodków pracuje nad tym, by antygeny wirusa dało się wytwarzać na poziomie komórkowym w laboratorium, bez udziału jajek. Ale czy zdążą przed epidemią? Amerykański rząd właśnie przeznaczył na te badania 2 mld dol.
Co więcej można zrobić?
- Sprawdzamy różne wersje szczepionki, w której antygen wirusa ptasiej grypy jest pomieszany ze specjalnymi substancjami, które powinny pobudzić wytwarzanie przeciwciał przez ludzki organizm. To by pozwoliło używać mniej antygenu wirusa w jednej dawce. Jeśli będziemy mieli szczęście, to przy testach krwi okaże się, że 70-80 proc. zaszczepionych wytwarza przeciwciała w odpowiedniej ilości. To będzie oznaczać, że jesteśmy na tropie szczepionki, która nie tylko wymaga mniej antygenu wirusa, ale także zaledwie jednego zastrzyku. O to w tej chwili toczy się gra.
Pracujecie nad szczepionką wytworzoną z wirusa pochodzącego z Hongkongu z 2004 r. Czy ona będzie w ogóle działała w 2006 albo w 2007 r. na zmutowany szczep wirusa, który może wywołać epidemię wśród ludzi?
- Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Czerpiemy doświadczenia z prac nad szczepionkami przeciw mutującym się co roku wirusom normalnej grypy. Są specjalne modele komputerowe, które przewidują, w jakim kierunku pójdzie mutacja. Raz nam się udaje przewidzieć lepiej, raz gorzej.
Ale może się okazać, że szczepionka będzie nieskuteczna?
- Nie da się tego wykluczyć. Ale nawet wtedy nasza obecna praca nie pójdzie na marne. Będziemy już mieli informacje o optymalnych dawkach, o substancjach, z którymi można mieszać antygen. Będzie można szybko wykorzystać tę wiedzę, by stworzyć szczepionkę z nowym szczepem wirusa. Tyle tylko, że "szybko" oznacza przynajmniej kilka miesięcy
Wywiadu udzielił Prof. Robert Edelman pracujący na Wydziale Medycyny Uniwersytetu Stanu Maryland
<<< strona główna
|