Kulisy wybicia toruńskich łabędzi
10-04-2006
W sprawie eutanazji toruńskich łabędzi zarażonych wirusem ptasiej grypy za łby wzięły się dwa ministerstwa. Musiał wkroczyć wicepremier Ludwik Dorn, inaczej zaraza rozlałaby się po Polsce razem z falą powodziową.
Po wykryciu wirusa H5N1 u padłych w Toruniu łabędzi rękę na stadzie liczącym 112 sztuk położył minister środowiska. Miał zadecydować, co z nimi zrobić. - Sytuacja będzie dokładnie analizowana z ekspertami - zapowiedział 12 marca Sławomir Mazurek, rzecznik MŚ. - Decyzja zapadnie w ciągu kilku dni.
Nie zapadła. Żeby zaraza się nie rozprzestrzeniała, sztab kryzysowy odizolował stado w specjalnie wybudowanej wolierze nad Wisłą. Na to resort środowiska zareagował natychmiast. Uznał, że było to bezprawne, a Toruń uchybił procedurze, bo nie poinformował ministerstwa o... wymiarach klatki. Dzień później MŚ wycofało się z tego zarzutu, ale dalej nie wskazało, co zrobić z łabędziami: wypuścić czy zabić?
To drugie rozwiązanie forsowali minister rolnictwa i podlegający mu Krzysztof Jażdżewski, główny lekarz weterynarii. Powołali się na ustawę o zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt. - Przepisy weterynaryjne mówią wprost: najpierw izolacja, później ubicie - twierdzi dr Dorota Stankiewicz, powiatowy lekarz weterynarii w Toruniu. - Chcieliśmy uśpić stado, bo było pewne, że jest w nim wirus, cztery ptaki padły na H5N1.
Ta najgorsza odmiana wirusa może przenosić się na ludzi.
Na zamysł wybicia stada gwałtownie zareagował minister środowiska. - Nie ma mowy - zapowiedział i powołał się na ustawę o ochronie przyrody, zabraniającą zabijania chronionych gatunków. A do takich należy łabędź niemy.
- Był między nami spór kompetencyjny, bo każdy powoływał się na inne przepisy - otwarcie przyznaje Jażdżewski.
Ani jedna, ani druga ustawa nie była przygotowana na taki przypadek jak ptasia grypa.
Wreszcie po 11 dniach dyskusji, debat i przepychanek między resortami Ministerstwo Środowiska znalazło salomonowe rozwiązanie: ptaki z woliery wezmą udział w pierwszych na świecie unikalnych badaniach. - Dotąd specjaliści mogli przyglądać się jedynie spustoszeniu sianemu przez H5N1 wśród drobiu, ale działalność wirusa wśród wolno żyjącego dzikiego ptactwa była nieuchwytna - tłumaczył Mazurek. - To absolutnie pionierskie badania. Z pewnością przysłużą się walce z ptasią grypą.
Po testach z woliery wypuszczono 79 zdrowych łabędzi. Zostały 32 sztuki zarażone wirusem H5. Ministerstwo Środowiska postanowiło przewieźć je na obserwację do azylu przy instytucie badawczym. Nie zdążyło, bo pod wolierę 1 kwietnia zaczęła podchodzić fala powodziowa na Wiśle. Realna stała się groźba, że klatka z chorymi łabędziami znajdzie się pod wodą. Wtedy ptasia grypa rozlałaby się po Polsce. - Byliśmy gotowi przenieść łabędzie w inne miejsce, uśpić je albo przemieścić wolierę - mówi dr Stankiewicz. - Ekipa czekała w gotowości.
Ale wtedy kierownictwo MŚ schowało głowę w piasek. Minister gdzieś wyjechał. Milczał telefon jego zastępcy oraz rzecznika. A resort rolnictwa sam nie chciał decydować.
Przepychanki między ministerstwami przeciął wreszcie wicepremier Ludwik Dorn, szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. - Przyznał nam rację - mówi Jażdżewski. - Dzięki jego mediacji mogliśmy wreszcie coś zrobić.
3 kwietnia, po naradzie w MSWiA, przed godz. 21 do Torunia poszedł nakaz wybicia chorych ptaków. Podpisał go Jażdżewski. Do godz. 22 wszystkie dostały zastrzyk usypiający.
Ministerstwo Środowiska nie żałuje zaprzepaszczonej szansy na pionierskie badania nad ptasią grypą. - Ależ jest ogromny sukces, 79 łabędzi zostało uwolnionych, a naukowcy twierdzą, że mogą prowadzić badania na pobranych próbkach - mówi Mazurek.
Prof. Piotr Szeleszczuk z SGGW, który nadzoruje program badawczy toruńskich łabędzi: - Oczywiście, byłoby dobrze, gdybyśmy mieli szansę prześledzić, jak długo utrzymuje się wirus u łabędzi i czy szczepionka może powstrzymać jego wydalanie tak, jak to się dzieje u drobiu. Dla interesu naukowego taka grupa doświadczalna ptaków byłaby bardzo dobra. Czasem jednak względy racjonalne muszą ustąpić wyższej racji, jak w tym wypadku, gdy ptaki uśmiercono, by nie dopuścić do rozprzestrzenienia się wirusa. Badania trwają, mimo że nie mamy już ptaków. Próbki pozwolą na przykład na zaobserwowanie, czy jest jakiś związek między nasiloną inwazją pasożytów na ptaki a obecnością wirusa.
<<< strona główna
|