Grypa szaleje w telewizji
04-11-2005
Świat według mediów
Optymistyczny wiek XIX przyjął, że wiedza wyprowadza ludzi z ciemnoty. I choć empiria temu uporczywie przeczy - jakieś względy sprawiają, że owej tezy o sile nauki, która rozgania mgłę przesądów, się nie podważa. Zapewne - z dwojga złego lepiej uznać, iż wiedza może powściągać jakieś lęki i odruchy, niż przyznać, że w istocie jesteśmy bezradni wobec mrocznych zakamarków ludzkiej duszy. Tak więc w kulturze masowej kult nauki współistnieje bezkolizyjnie z ufologią, parapsychologią oraz wszelkimi możliwymi fobiami. A nawet więcej - zważywszy, że horoskopy stawia się informatycznie.
Ostatnimi czasy dobitnym przykładem tej symbiozy jest nasza poszerzona wiedza o grypie: oto wiemy, że roznoszą ją wirusy, że występują w różnych typach, wiemy, że wyglądają jak najeżone kuleczki, że podlegają mutacjom, mają numerki, z których niektóre oznaczają szczególną aktywność - wirus H5N1ptasiej grypy jest niebezpieczny dla człowieka.
Skutki upowszechniania tych informacji są jednak dalekie od racjonalności. Załamuje się turystyka do krajów, w których stwierdzono ogniska ptasiej grypy, spada spożycie drobiu, wykupuje się mniemane szczepionki, donosi na właścicieli kur i gołębi, administracja na prośbę jednych lokatorów zakazuje innym dokarmiać ptactwa, pojawiają się też doniesienia o znajdowaniu ptaków z ukręconymi głowami - znak, że ci, którzy nie lubią przepuszczać żywemu, dostali oto ideologię usprawiedliwiającą.
Granica między zaleceniami sanitarnymi a histerią i fobią nader łatwo jest przekraczana. Szukanie źródeł tego stanu emocji nie jest trudne.
W mijającym tygodniu "Raport" TVN 24 był poświęcony ptasiej grypie. Przedstawiono fakty: choroba ta znana jest co najmniej od stu lat. Problem w tym, że z ptactwa dzikiego przeniosła się na hodowlane, które ją gorzej znosi i z którego przed dwoma laty ów sławny wirus przeszedł na ludzi. Od tego czasu, głównie w Azji, zmarło na nią ponad 60 osób, połowa z tych, którzy zachorowali.
Lekarze, weterynarze, ornitolodzy wyjaśniali problem. Na razie jest on weterynaryjny, a nie medyczny - chodzi o to, by ochronić drób. Przeniesienie wirusa na człowieka powoduje dopiero długotrwały kontakt z chorym ptactwem lub zjedzenie jego surowego mięsa. Pandemia jest możliwa w przyszłości i należy się na taką możliwość przygotować.
Autorzy "Raportu" usiłowali nawet dojść, kto stoi za wywoływaniem nastroju paniki. Ponieważ jest odruch, by oskarżać wielkie koncerny, przyjrzeli się, czy rośnie popyt na stosowne leki, ale dane o rynkach farmaceutycznych nie wskazywały, by zapotrzebowanie istotnie się zwiększało. Znaleźli też jednego aptekarza, który wykorzystywał atmosferę do sprzedawania leków antywirusowych, mamiąc klientów, że są one środkiem zaradczym.
Przy uznaniu dla rzetelności "Raportu" wydaje się, że przyczyn histerii należy szukać o wiele bliżej - w informacyjnym stylu telewizji. Zarówno bowiem jej publicystyka (czego sam "Raport" jest przykładem), jak i gazety mają możliwość wyważenie przekazu, zrównoważenie agencyjnych doniesień pogłębieniem informacji, kontekstem, opinią specjalisty. Tyle, że trafiają do mniejszości.
Tymczasem dla większości serwisy przyjęły konwencję pt.: Uwaga, nadchodzi niebezpieczeństwo! Przekroczyło Ural, już jest w Turcji, w Chorwacji, coraz bliżej naszych granic! Tu padła czapla, tam zastrzelono łabędzia - być może są nosicielami zarazy! Hiszpanka, która w 1918 roku zabiła 40 milionów, to była ptasia grypa. Teraz może zabić nawet 150!
Prawdopodobieństwo pandemii zostaje przemnożone przez jej możliwe apokaliptyczne rozmiary, co rodzi wrażenie bez mała globalnej katastrofy. W dodatku zagraża nam ona ni to losowo (pojawić się może wszędzie), ni to w sposób nieuchronny (jest coraz bliżej). Do tego oglądamy obrazki: gonienie kur, strzelanie do nich, ukręcanie głów, wpychanie gęsi do worków, wyciąganie małych ptaków z siatek ornitologicznych.
Podniecanie i przyciąganie widowni jest robione wedle recepty: podstępne zło zbliża się niepostrzeżenie, czai się wszędzie, ma postać przelotnej dzikiej gęsi i swojskiego wróbla. Trzeba być czujnym.
I tak zamiast przypominania, że należy myć ręce i nie jeść surowych jajek, telewizja wprowadza widzów w stan strachu i podejrzliwości. A stąd krok do agresji - wobec sąsiada z karmnikiem, emeryta rzucającego chleb kaczkom, właściciela gołębnika, ptaka, który się nawinie pod rękę.
Atmosfera irracjonalnych lęków jest podsycana i wiedza staje się nieprzydatna. Fakty, nawet dostępne w prasie, internecie, rzeczowych artykułach, nie docierają do odbiorców sensacyjnej telepapki.
Dwa lata temu w Holandii wybuchła epidemia ptasiej grypy i opanowano ją wybijając 20 mln sztuk drobiu. Ale telewizja była zajęta wojną w Iraku, więc nie mianowała tego apokalipsą. 80 proc. kotów jest nosicielami toksoplazmozy niebezpiecznej dla człowieka. Wirusa grypy mogą też roznosić psy i konie. Chorób odzwierzących mających groźniejsze skutki jest wiele - gorączka Ebola, wścieklizna, zapalenie mózgu czy borelioza.
Ale pod wpływem narastającego zbiorowego strachu rządy asygnują miliony na przeciwdziałanie ptasiej grypie. Wyborcy w tej nadzwyczajnej sytuacji winni czuć się zaopiekowani.
Bo to, że corocznie na normalną grypę umiera pół miliona ludzi, jest rzeczą zwyczajną, nie dającą się zatem przerobić na telewizyjny spektakl sensacji.
<<< strona główna
|
|
|